Bywam jak poganin

ZDANIEM LAIKA

„Jezus powiedział do swoich uczniów: „Modląc się, nie bądźcie gadatliwi jak poganie.” Skąd ja to znam? Gdy tylko wchodzę do kościoła, jeszcze nie zdążę uklęknąć, przeżegnać się, a już bombarduję Boga setkami spraw i problemów. Mówię do Niego tak, jakby był kimś odległym, kimś schowanym w swoim świecie, kimś komu muszę wszystko po swojemu wyjaśnić, bo… Bo co? Bo nie zrozumie? Czasem łapię się na takiej właśnie modlitwie. Mówię i mówię, a przecież Bóg doskonale zna mnie i wszystkie moje sprawy. On wie, czego mi potrzeba. Niestety bywam poganinem.

Dobrze, że Jezus pokazał nam właściwy sposób modlitwy. Nie chodzi tylko o powtarzanie dosłowne słów „Ojcze nasz”. To też, ale przede wszystkim trzeba to traktować jak pewien wzór. Najpierw uczcić Boga, a więc zdać sobie sprawę przed kim jestem. Jestem przed Stwórcą, Panem, ale też Ojcem. Mówię do kogoś, kto kocha mnie jak nikt inny. Nikt inny nie potrafi tak kochać. Sama świadomość tego tworzy od razu wyjątkową relację. Z jednej strony relację ogromnego szacunku, poddania, z drugiej strony, pełnego zaufania. To tak, jak przytulić się do kogoś bliskiego. On jest bliski, najbardziej bliski.
Gdy otworzę serce na taką relację, mogę pragnąć już tylko jednego i jest to wtedy pragnienie autentyczne, szczere. „Przyjdź Królestwo Twoje”. Zapanuj we mnie, w moim sercu, w mojej duszy. W miłości i zaufaniu tworzy się potrzeba oddania. Bóg w osobie Jezusa oddał siebie w miłości za mnie, na krzyżu, ale też dla mnie zmartwychwstał, otwierając mi bramę do wiecznego życia i szczęścia. W tej chwili można tylko zamilknąć z zachwytu i w zawstydzeniu,m że sam nie potrafię aż tak bardzo oddać swego życia Bogu. Bez słów proszę, aby mnie tego uczył, aby zmieniał moje serce chlebem, którym jest On sam. Właśnie tego chleba potrzebuję najbardziej. O moją codzienność On sam zadba, ja muszę starać się dbać o duszę, dać się karmić Jego Ciałem, aby mój Bóg stał się chlebem powszednim, codziennym, moim życiem.
To jest możliwe tylko w relacji miłości, najpierw miłości bliźniego. Nie można kochać Boga, a nie kochać bliźniego. Miłość wyraża się przebaczeniem. Proszę codziennie, by Bóg odpuścił mi winy. Wszystkie winy. On to robi… bezwarunkowo. A ja? Ileż czasem wymyślam reguł dla odpuszczenia winy, bo przecież muszą być jakieś zasady. Tak naprawdę to tylko bzdurne wymówki. Przebaczenie nie potrzebuje zasad, samo jest zasadą. Oczekuję bezwarunkowego przebaczenia od Boga, bez połajanek, bez wymówek, bez „gadki” umoralniającej. I Bóg mi przebacza, bo skoro jest we mnie oczekiwanie, to jest też świadomość grzechu, a jeśli nie ma świadomości zła, też przebacza, więc jakie ja mam prawo nie przebaczyć bliźniemu.
Przebaczenie chroni mnie od złego. Czyni mnie odpornym na ataki zła. Bez przebaczenia, bez miłości stanę się jak roślina bez wody, uschnę i zamienię się w pył.
Coraz rzadziej modlę się za siebie. Bóg wie co mi potrzebne i kiedy. Coraz częściej staram się modlić za innych, bo jak werble brzmią mi w uszach słowa św. Pawła o tym, że Bóg pragnie zbawienia wszystkich ludzi. Św. Jan apostoł nawołuje do wzajemnej modlitwy. O sobie coraz częściej milczę, by móc usłyszeć bicie serca u Źródła miłości.

Feliks

Udostępnij