św. Robert Southwell (†1595).
Przyjaciele!
Przychodząc na służbę do Chrystusa, podejmujemy się bardzo trudnego zadania, które zawsze stoi w sprzeczności i opozycji do rozkoszy, próżności i świetności tego świata, a zatem od ich zwolenników nie możemy się spodziewać niczego ponad piętrzenie trudności, nienawiść i prześladowania.
Chrześcijaństwo to wojna, a jego wyznawcy to duchowi żołnierze. W swych początkach ziarna naszej wiary padły na glebę ubóstwa, niesławy, prześladowań i śmierci Chrystusowej. Rosła ona, podlewana krwią świętych, ale nie może ona w pełni rozkwitać, jeśli nie zrosi jej i nie umocni krew męczenników. Kwiaty nasze, które zwiastują nasze spokojne szczęście, wyrastają pośród cierni, owoce zaś musimy zbierać między krzewami dzikiej róży. Lecz mimo że łodyga rani, kwiaty leczą; i choć zbiór jest trudny, owoce przez to stają się jeszcze znakomitsze. Wiadomo, że kwiat Jessego wydał najpiękniejszą woń i rozkwitł najpełniej na krzyżu; wiadomo też, że owoc życia musi być zbierany wśród cierni. Musimy wspiąć się na górę gorzkiej w smaku mirry i na pagórek kadzidła, które nie wydziela miłej woni, póki ogień nie zamieni go w dym. I przyjdzie Pan z wiejadłem w ręku, by oczyścić omłot i zobaczyć, kogo wywieje jak lekkie plewy, a kto pozostanie jak ciężkie ziarna pszenicy. To, co ukryte w młodym źdźble, ujawnia się w dojrzałym kłosie, to zaś, co kryje się w kwiecie, dochodzi do swej pełni w owocu. Spryt przewodnika uwidacznia się dopiero podczas burzy, odwaga dowódcy podczas wojny – a niezłomność katolików wtedy, gdy srożą się prześladowania.
Teraz trzeba się przekonać, czy będziemy niczym naczynia pełne honoru, czy wyrzutów; czy będziemy nosić na sobie pieczęć Baranka, czy znamię bestii; czy będziemy pszenicą, czy chwastem – a wreszcie, czy będziemy we wspólnocie Chrystusa, czy w zastępach Beliala.
Wasz oddany
R. Southwell
Źródło: Fronda.pl