W październiku, jak każdego roku, w sposób szczególny zwracamy uwagę na Różaniec. Jest to wyjątkowa modlitwa. Z jednej strony prosta, bo polegająca na powtarzaniu krótkich tekstów, z drugiej strony bardzo trudna, gdy potraktuje się to głębiej.
Nie trzeba zrażać się opiniami ludzi, którzy niewiele rozumieją. Komuś, kto na serio nie modlił się na Różańcu, trudno jest zrozumieć głębię tej modlitwy. Dla takich ludzi będzie to tylko „klepanie zdrowasiek”. W tym miejscu trzeba przyznać, że czasem mają rację… pozornie. Nie wiem jak to jest u innych, lecz ja nie zawsze jestem wstanie lub nie zawsze potrafię skupić się na modlitwie, więc zdarza się, że jest tylko klepanie słów. Nie raz słyszałem opinie, że to bezwartościowe, że trzeba taką modlitwę przerwać, że lepiej się nie modlić… Moje doświadczenie pokazuje, że to opinie całkowicie fałszywe. Oprócz głębi, oprócz rozmowy z Bogiem, oprócz dotyku Nieba jest jeszcze ćwiczenie wytrwałości. Ta modlitwa uczy wytrwałości.
A więc modlę się na Różańcu. Odmawiam codziennie cały Różaniec, 4 części. Kiedyś wydawało mi się, że trudno będzie mi znaleźć na to czas, lecz gdy znalazłem na to czas, miałem czas na wszystko.
Idę codziennie do ogrodu Maryi, bo lubię ogrody i razem z Maryją przemierzam szlak Ewangelii, towarzyszę Jej i Jezusowi, Jego uczniom, przyglądam się, przeżywam, śmieję i płaczę.
Lubię Ogród Maryi, kocham kwiaty. Piękno kwiatów wyraża wszystko, czego męskie serce nie potrafi wyrazić w słowach. Idę z Maryją ścieżkami Ogrodu Różańcowego, dotykam czule kolejnych róż, kolejne Zdrowaś Maryjo… dla siebie, dla bliskich dla każdego i każdej kto jest mi jak siostra i brat i dla tych, którzy nie chcą wiedzieć, że jest taki świat, gdzie z Maryją nie kończy się czas.
Feliks Grywaldzki