Być bliźnim
„Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?”
W tym fragmencie Ewangelii Jezus zupełnie odwraca moje myślenie. Zwykle wygląda to tak, że pytam: kto jest moim bliźnim? To zupełnie zmienia perspektywę, bo nie chodzi o to, kto dla mnie jest bliźnim, ale dla kogo ja nim jestem.
Oto spotykam człowieka, mocno poranionego, leżącego w jakimś błocie. Ten człowiek to ktoś uwikłany w grzech, uwikłany tak bardzo, że nie ma w nim już prawie ducha. Jego życie istnieje tylko biologicznie. Nie wygląda miło, jest może wrogo nastawiony, cuchnie złem. Ale nie ma już sił.
Przechodzę obok, może jestem porządnym kapłanem. Cóż mogę zrobić. Codziennie głoszę wiarę, jak należy żyć. On też tego słuchał. Jego wybór, nic nie poradzę. Ma wolną wolę, trudno. Skoro nie chce się podnieść, to jego wybór. Idę dalej do swojej Jerozolimy, idę składać ofiarę Bogu…
Przechodzę obok, może jestem porządnym chrześcijaninem. Co niedzielę na Mszy św., co miesiąc do spowiedzi, modlę się, poszczę, przestrzegam przykazań, nikogo nie krzywdzę. Nie będę brudził sobie rąk. Mam wejść w jego świat, w jego parszywe myślenie, słuchać brudów. „Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” – Ach, co za piękne słowa. Już wiem co robić. Pójdę dalej, przecież od zła mam trzymać się z daleka. Co prawda ten cytat mówi o czymś zupełnie innym, ale kto by sobie tym zaprzątał głowę, zresztą z ambony też w podobnym tonie można o tym usłyszeć. Idę dalej do swojej Jerozolimy. Zadowolony, że uniknąłem kontaktu ze złem, a po drodze jeszcze wraz z innymi narzekałem jak to dzisiaj człowiek potrafi nisko upaść.
Nieco później przechodził człowiek, który z wiarą, jaką znali dwaj poprzedni, był na bakier. Żył po swojemu, nie zawsze w zgodzie z nakazami Pana czy Kościoła. Był grzesznikiem. Nie był jakimś złym człowiekiem, ale w oczach tamtych nie zasługiwał, by podać mu rękę, czy zaprosić pod swój dach. Był obcy. Obcy myśleniem, obcy duchem… On też szedł do swojej Jerozolimy. On też bardzo spieszył się, by złożyć ofiarę Bogu, chociaż nie był specjalnie pewny czy jego Bóg zechce wysłuchać.
Dostrzegł tego człowieka. nie zastanawiał się kim jest. Wziął go i zaprowadził do gospody. Co to dla mnie znaczy? On wziął go całego na siebie, z całym bagażem jego grzechu, jego zła, jego rozpaczy. Nie roztrząsał czy zasłużył sobie na ten los, nie oceniał, nie sądził. Po prostu wziął go na siebie. Ale to nie wszystko. Gdy opatrzył mu rany, pozostawił go w bezpiecznym miejscu. O nic nie pytał, lecz z góry za niego zapłacił, więcej… Obiecał, że gdy będzie wracał, dopłaci, jeśli gospodarz wyda więcej. Ten człowiek nie kalkuluje. Przecież może być wykorzystany. Chory wydobrzeje i hulaj dusza, bo przecież zapłaci ktoś inny. On o tym wie, zna ryzyko, a mimo to płaci.
Tak właśnie robi sam Jezus. Bierze nas na siebie, z całym naszym złem. Zabiera do Kościoła, płaci za nas, a jeśli będzie trzeba, dopłaci, gdy wróci.
To nie jest ckliwa historyjka. Jak być dla kogoś bliźnim? A zapłaciłeś kiedyś czyjeś długi? Próbowałeś modlitwy wstawienniczej? Właśnie modlitwa. Ktoś może powiedzieć, że to takie łatwe. Naprawdę? Jeśli podejmiesz się modlitwy za grzesznika, za kogoś bardzo poranionego i pogubionego, jeśli zrobisz to z miłością, a więc będzie ci szczerze zależeć, wtedy zobaczysz jaka będzie „jazda”.
Jeśli mam być bliźnim dla kogoś, to muszę zgodzić się wziąć na siebie jego ciężar, bez pytania, czy warto. Muszę zgodzić się stracić dla niego, muszę zgodzić się dać czas, dać po prostu siebie. Mówiąc inaczej, muszę kochać, bo tylko ten, kto kocha, jest naprawdę bliźnim.
Tak, wiem, Feliks znowu o miłości. Nie da się inaczej. Bez miłości chrześcijaństwo jest tylko zbiorem niczemu niesłużących praw, przykazań, zakazów i nakazów. Tylko miłość, miłość czerpana u źródła, a więc w Eucharystii, w Krzyżu Chrystusa i rozdawana wszystkim, którzy jej potrzebują, nadaje chrześcijaństwu sens.
Codziennie zadaję sobie pytanie, czy jestem bliźnim dla kogoś. Zawsze robię to po imieniu, bo to musi chodzić o konkretną osobę. Zawsze, gdy biorę do ręki Różaniec, myślę o tym, czy modlę się, bo tak trzeba, czy dlatego, że kocham?
Feliks Grywaldzki