Czytam po raz kolejny słowa niedzielnej Ewangelii przygotowanej na Uroczystość Chrystusa Króla i ogarnia mnie coraz większe zdumienie. Za pierwszym razem, gdy przeczytałem to dość pobieżnie, myśl była prosta. Ludzie czyniący dobrze, porządni ludzie pójdą do Nieba, a źli i egoiści na potępienie. Jednak czułem, że coś jest nie tak. Czytałem dalej, kolejny raz i przyszła mi dziwna myśl.
Zastanowiłem się do kogo i o kim mówi Jezus. Kim są ci, co nakarmili głodnych, dali pić spragnionym, przyjęli przybyszów, odwiedzili więźniów… Kim byli ci drudzy? W więzieniach nie siedzą święci. Zdarza się, ale to wyjątki. W wiezieniach siedzą złodzieje, mordercy, gwałciciele, pedofile, po prostu ludzie z obrzydliwym dorobkiem. Czy Jezus się z nimi identyfikuje? Odpowiedź jaka przyszła mi do głowy wydaje się szaleńcza. Tak, On jest z nimi.
Przywykliśmy widzieć w ludziach, którzy potrzebują pomocy, biedaków zgnębionych przez życie, ale biedaków porządnych, uczciwych, szukających Boga.
A może ci spragnieni, głodni, nadzy i chorzy, więźniowie i opuszczeni… Ludzie biedni, bo pozbawieni wiary. Tak, często z własnej winy. Ludzie, którzy szukają dobra, ale nawet nie potrafią go nazwać. Gonią w życiu po złych drogach szukając szczęścia, ale tam gdzie szukają, szczęścia nie ma. Nie znają drogi, uwięzieni w grzechu.
Czy spotykam takich ludzi? Czy dałem im pić ze źródła mojej wiary, czy nakarmiłem Dobrą Nowiną, czy zobaczyłem oblicze Jezusa w twarzy przykrytej obrzydliwym grzechem?
Wszyscy jesteśmy poddani królowaniu Boga, ale przez chrzest i inne sakramenty stajemy się Jego dziećmi w sposób szczególny. Chrześcijanin to arystokrata ducha. Naszym Królem jest Jezus Chrystus.
Jego królowania nie można łączyć w żaden sposób z pojmowaniem władzy na sposób światowy. To, co znamy jako władza, jako rządzenie, nie ma nic wspólnego z władzą Boga. Często o tym zapominamy i może dlatego tak bardzo lękamy się powrotu Jezusa na ziemie. Ileż to różnych przepowiedni i wizji, które mówią o dramatycznym końcu świata. Wyobrażamy sobie, że Pan wróci i zniszczy wszystkich swoich przeciwników. Stosuje się piękne słowa, tłumaczenie, ale i tak wszystko sprowadza się do jednego. Nazwę to po imieniu: przyjdzie i wymorduje tych, co nie poszli za Nim. Ale nie koniec na tym. Wskrzesi ich, aby cierpieli wieczne męki. Nie oczekujemy na Króla, lecz lękamy się przyjścia bezlitosnego tyrana. Kto skłania nas, by tak myśleć, by bać się powrotu Jezusa? Odpowiedź jest tylko jedna.
Podczas swojej działalności na ziemi, Jezus nigdy nie potępiał, On chodził do grzeszników. Szedł do nich z dobrym słowem, z miłością, z przebaczeniem, bo wiedział, że grzesznik też cierpi, że grzech niszczy. „Bo byłem głodny, a nie daliście mi jeść…” To nas, arystokratów ducha, ludzi wierzących Jezus ostrzega w swoich słowach. On czeka na nas w ludziach opuszczonych, nie tylko materialnie, ale może przede wszystkim duchowo. On rządzi światem służąc, zniżając się do największej biedy ludzkiej, do najbardziej wewnętrznie upodlonych i chce abyśmy w tych ludziach dostrzegli Jego oblicze, Jego miłość.
Jezus nie króluje z tronu. Jego tronem jest Krzyż i Zmartwychwstanie, a sposobem sprawowania władzy jest bezgraniczna miłość. Zadaniem nas, chrześcijan jest nieść tą Miłość do każdego serca, karmić nią zgłodniały świat, nie odrzucać, nie odwracać się od nikogo, bo nasz Król od nikogo się nie odwrócił. Nasz król pragnie zbawienia wszystkich ludzi, więc nie ma sensu zastanawiać się kto będzie zbawiony, a kto nie, tylko trzeba z całych sił dążyć do spełnienia pragnień Boga. On nas posyła, by karmić świat, by dawać świadectwo miłości.
Mój Pan, Król, Władca wszechświata, nie rozliczy mnie z ilości modlitw, rekolekcji, praktyk religijnych, chociaż to jest niezwykle ważne i konieczne do duchowego wzrostu. Mój Pan osądzi mnie tylko i wyłącznie z jednego. Z miłości, konkretnej miłości do konkretnego człowieka. Człowieka, który ma twarz, imię…
Taki jest mój Król. Jest Panem, który nie brzydzi się pobrudzić dłoni, aby wyciągnąć mnie z błota. Mój Król poszedł za mnie na śmierć, wiedząc, że Go zawiodę. Mój Król chce, abym kochał i nic więcej, takich jak ja, czasem pogubionych i grzesznych, aby w moich oczach zobaczyli Jego łagodne spojrzenie, aby w moich słowach usłyszeli Jego głos, który nie potępia, aby w moich uczynkach była gotowość pomocy, poświęcenia, nie tylko wtedy, kiedy mam czas. Mój Pan rozliczy mnie jedynie z tego, czy chciałem dać siebie innym, jak On
Panie Jezu, naucz mnie widzieć Ciebie w spragnionych i głodnych, w nagich i chorych, w przybyszach i uwięzionych. Naucz mnie widzieć Ciebie w narkomanach i pijakach, w ateistach przeciwnikach Kościoła, w „bogatych” duchem i w prostytutkach. Naucz mnie spotykać Ciebie we mnie samym… I przyjdź Panie Jezu, przyjdź…
Feliks