Moja krzywda
(Mt 5, 20-26)
Kochać kogoś, kto wyrządził mi krzywdę, kłamał, obrzucił oszczerstwem? Kochać złoczyńcę przed którym nie mam jak się obronić? Modlić się za kogoś, kto nie chce nawet słyszeć o tym, że dopuścił się zła i chodzi nadal w glorii sprawiedliwości, okryty obłudą? Jezu!!! Moja krzywda pali moje serce jak żywy ogień, a Ty mówisz, że nie mogę być prawdziwym Twoim synem jeśli nie pokocham tych ludzi? To wydaje się okrutne.
Kochać, przebaczać, modlić się… Bo Twoje słońce wschodzi nad dobrymi i złymi. Zaraz… Przecież wszyscy jesteśmy Twoimi dziećmi. Ty kochasz nas wszystkich tą samą miłością, nie robisz różnicy między nami, bo jesteś Ojcem. Ojciec pragnie dobra swoich dzieci, nie chce, aby pomiędzy braćmi i siostrami tliła się nienawiść, gniew, zło. Cierpi, gdy Jego dzieci prześladują się wzajemnie.
Tych, którzy chcą świadomie żyć Jego miłością, wzywa – przerwijcie łańcuch zła. Przerwijcie to miłością. Każdy ojciec chce ratować dzieci, które się gubią. Straszne jest, gdy rodzeństwo w tym nie pomaga, lecz spycha w otchłań pogubionych, bo uczyniły krzywdę.
Tak, krzywda jest realna, jest jak gorące żelazo wbite w serce. Jest ofiarą za nieprzyjaciela i prześladowcę.
Łatwo mówić o miłości do dobrych ludzi, od których nie doznaje się żadnego zła. Łatwo kochać, gdy nie wymaga to wysiłku, ale kochać kosztem siebie, kosztem dobrego imienia, kochać tak, by tracić dla kogoś, kto na to nie zasługuje – to jest chrześcijaństwo. Tak wygląda walka ze złem. Nie zwalczanie człowieka, nie walka z bratem, czy siostrą, lecz miłość. Coś, co wydaje się słabe i bezowocne, niewychowawcze. A jedna przynosi owoc. Zawsze. We właściwym czasie.
A może to ja jestem człowiekiem, który wypowiedział słowa, które jak cierń ranią czyjeś serce i nawet o tym nie wiem? Może to ja dałem zły przykład, zgorszyłem, skrzywdziłem. Może to ja stałem się nieprzyjacielem przez złe słowo, gest, wrogie nastawienie, złe myśli?
Może to właśnie ja potrzebuję brata, albo siostry okazujących mi miłość pomimo wszystko, przebaczenie, modlących się za mnie, pragnących wspólnej wieczności z naszym Bogiem. Tak, również ja potrzebuję ludzi, miłości, która przerwie krąg zła w moim sercu, ale nie mądrym gadaniem, moralizowaniem, czy pouczaniem, lecz cichą modlitwą, cierpliwością, łagodnością i miłością.
Uśmiechnij się do kogoś, kogo nie lubisz, na przykład do mnie. Bóg kocha go tak samo jak ciebie i mnie. Dokładnie tak samo.
Feliks Grywaldzki